* (tępym nożem spojrzenia...)
tępym nożem spojrzenia
kroję widok za oknem
jak serwetkę
wyszywaną zieloną muliną trawy
i brązowymi krzyżykami domków
działkowych
i ludzi
szarpię kiepskim narzędziem
wypruwają się niestaranne nitki
falują gałęziami drzew
plączą się w krzakach
i zawijają w supeł
nie do
rozwinięcia
nawet na przegubach krzyżyków
kroję jak mięso
wypadają wnętrzności
i pełno kołtunów
niestrawionych
jakbym otworzyła kota
który połyka włosy
a potem zamknęłam oczy
to jakbym zrzuciła powiekę
– sokoła
wszystko znikło
w ciemnościach
wyszłam stąd
i zobaczyłam, że nic się nie zmieniło
kołtuny walają się po ulicach
koziołkują w powietrzu
a krzyżyki dźwigają swoje gwoździe
jak zakupy w siatkach
Komentarze (16)
Ależ Wiersz, Marto!
Zaniemówiłem i wstrzymałem oddech... A puenta...
Przygważdża!
Znakomita, mocna poezja.
Pozdrawiam :-)