to nieprawda
to nieprawda, że musimy siebie kochać
możemy nigdy się do siebie nie odezwać
i nigdy ale to nigdy nie mieć dzieci
dzisiaj minęliśmy się na ulicy
i coś wisiało w powietrzu
ale to nieprawda, że co wisi
musi
spaść
(samobójcy nigdy nie spadają
trzeba ich odpinać
od pępowiny, która zamknęła
dopływ życia
do najważniejszej arterii)
(cegła na starym balkonie
chwieje się od kilkunastu lat
ale nas przeoczyła)
(ktoś popatrzył w górę, rozpiął parasol
ale deszcz się cofnął
w tulipan chmury)
gołąb poderwał się do lotu
zafurkotał skrzydłami
nad naszymi czołami
uchyliłeś głowę, ja zrobiłam parę
kroków w
tył
spadł jak kamień
dwa metry dalej
tylko małe szare piórko
zawahało się
tracąc równowagę
między nami
szłam kawałek ulicą
za tobą
do następnych świateł
miałeś jego bladą łodyżkę
na szyi, zahaczyła się o brzeg
koszulki
jak pieszczota moich oczu
potem skręciłam w swoją stronę
Komentarze (7)
Bardzo interesujący wiersz.
Bardzo na TAK, refleksyjny
Pozdrawiam Marto.:)
dobry, bardzo do mnie trafia...
pozdrawiam
Dolacze do komentarza Grazynki. Pozdrawiam
Dolacze do komentarza Grazynki. Pozdrawiam
refleksyjny.
Dobry, egzystencjalny wiersz,
podkreślający jego kruchość.
Miłego dnia życzę.