Toksyczne miasto
Dla wszystkich niepoprawnych pedantów...
Wstaje co rano,patrze przez okno.
Na dworzu ludzi wagony wciąż mokną.
Smutne twarze szarych postaci,każdemu z
kolejna los różnie odpłacił.
Zasłaniam okno i siadam przy stole.
Wpatrzona w fusy na dnie filiżanki.
Myśle co będzie,gdy tam na dole,
Wmieszam się w tłum toksycznej
mieszanki.
Zakładam buty i swój płaszcz szary.
By nie wyróżniac się w tłumie.
Narazie patrze przez różowe oklulary,
Lecz chyba zaraz je zgubie...
W toksycznym mieście,gdzie nikt nie zna
granic
Wychodzisz i znowu powracasz.
Zakończyć tego nie chciałbyś za nic.
Wyruszasz lecz znowu zawracasz.
I zagubionych bałaganiarzy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.