Tryumf miłości
Przegrałem najstraszniejszą z bitew,
teraz niczym niewolnik trwać muszę tu...
Niczym żebrak błagać o pens wolności...
Więzieniem jest mi ta ziemia,
Skalana krwią ojców mych i dziadów.
Ten dom, ten ogród,
złudne piękno, dla ślepca oczu.
Te wszystkie obrazy, kwiaty i drzewa
Przypominają mi dni tamtej świetności.
Teraz na gruzach miłości, nienawiść
stoi.
Ze swym szyderczym śmiechem
Spogląda w mą zmęczoną twarz.
I tryumfuje. Wygrała tę bitwę.
Jednak powstaję.
Losy wojny tej nie przesądzone są.
Miłość...
Zwyciężę dla niej, ten ostatni raz.
Dla jej chwały podnoszę się,
Ostatkami sił dosięgam miecza.
Nienawiść...
Zaskoczona pada na zimną posadzkę,
Jednak wraz z nią upadam i ja,
Śmiertelna trucizna była w mym kielichu.
Leżąc koło trupa duch mój opuszcza
ciało.
Radosny, do grona przodków idzie.
A spotkają się tam wszyscy razem,
I znów zasiądą przy jednym stole...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.