Trzy oblicza
Trudno Ją opisać słowem
Więc pięknie o Niej nie opowiem
Jednak znam Jej trzy oblicza…
I choć wszystkie przeszłością
Przeplatane uśmiechem, płaczem i złością
Wspominam z sentymentem…
zapisując czarnym atramentem.
Pierwsze, choć kurzu na nim tyle
Wciąż jak kolorowe motyle
Bo takie zabawne, niewinne…
umówmy się „półdziecinne”
Wtedy dosłownie wymarzone
Jednak prędzej w śnie, niż na jawie
spełnione.
Drugie i kurzu trochę mniej
(tak głupia sama z siebie się śmiej)
Ale poważne…powiedzmy dorosłe
Wtedy takie dumne i wyniosłe…
A dziś.. .po kilku kartkach z kalendarza
Myślenie się przeobraża
Szczerze?
Wymuszone
Sensu pozbawione…
Trzecie, bo to trzech razy sztuka
( chyba jednak jeszcze poszukam)
I znów niewinnie
Wręcz dziecinnie
Fajna zabawa, tańce do rana…
Ale jednak jakoś dziwnie była
„przebrana”
Uśpiła czujność, zmyliła zmysły…
I wtedy wszystkie czary prysły.
Trochę jak poker
Szybkie rozdanie
Parę asów w rękawie
I po sprawie
…
Szkoda, ale cóż
Nie ma bez kolców róż
(I tak spisane Jej oblicza
Wędrują na ekran Bejowicza :) )
Może nienajpiękniej opisana
Raz uśmiechem raz płaczem przeplatana
Może wyblaknie i zniknie
A może wróci i zostanie…
Czy pozostaje nam wiecznie na Nią
czekanie?
Wszystkim, którzy tworzyli Jej oblicza...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.