Tunel...
Straszna rozpacz przyszla...
a ja siedzialam
na ciemnozielonej trawie...
Taka mala bezbronna
zupelnie nie swiadoma...
Z oczu zaczely plynac lzy
gdy ona tak bez uczuc
scisnela za serce...
Rzeka lez splywala
tak dlugo kropla po kropli
a ja nawet nie protestowalam...
Myslalam ze juz zawsze
tak pozostanie...
Myslalam ze ona jest
nie przemijajaca...
Jednak jakis wewnetrzny glos
nie pozwolil mi tam zostac...
I zaczelam biec
czarnym tunelem...
lekiem wypelniona po brzegi...
Zupelnie nie potrzebnym...
Na koncu stal
on...
W sukience czerwonej
jak w deszczu pragnienia
stoje wiec
przed nim...
Choc pamietam wszystkie wczesniejsze
cierpienia...
Stoje znow bezbronna
calkowicie odkryta...
Lekko zawstydzona
i ogromnie przerazona
potega uczucia ktore
wlozyl mi do reki...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.