...Twoja śmierć...
To tylko jeden z moich chorych snów
Czułam niepokój
Rosnącą panikę...
Biegłam a wiatr szarpał me brązowe włosy
Nie wiedziałam czemu lecz wiedziałam że
muszę tam biec
Wpadłam tam ze łzami w oczach
spowodował je mróż
Zobaczyłam otwarte drzwi...po cichu
weszłam
Stanełam na środku
Oczy otwarły mi się ze zdumienia
Z mej piersi wydarł się istny zwierzęcy
ryk
Ból rozerwał moje serce
Pochyliłam się nad Tobą
Spojrzałam w twe niebieskie oczy otwarte ze
zdumienia
Nie spodziewałeś się ciosu
Napastnik zadał celny cios ... w samo
serce
Spojrzałam po pokoju...ujrzałam nóż
Podniosłam narzedzie a z niego spływała
jeszcze świeża krew
Ostrze noża lśniło metalicznym blaskiem
Odrzuciłam je z pogardą i wybiegłam na
dwór
Kilknaście dni później stałam na
cmentarzu
Roniąc wielkie łzy odmawiałam słowa
modlitwy
Odwrałam wzrok nie patrząc na twe martwe
ciało
Nie chciałam myśleć że Cię już nie ma
Nie chciał czuć tego bólu
Ostatni raz obrzuciłam Cię krótki
spojrzeniem
Odeszłam nie od wracając się za siebie
Nie będzie już Ciebie ...nie będzie w moim
życiu
Żegnaj na zawsze...
Jednak szkoda ze to tylko sen
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.