Umarłem
na cichym asfalcie
leżę z nożem wbitym w serce
słodka ciepła krew otula ciało moje
czuję lekki powiew wiatru co moje usta
muska.
dociera do mnie cichy szept co gdzieś w
oddali
żyje życiem własnym.
księżyc rzuca jasne światło,
co oświetla wszystko wokół mnie.
dziś pełnia- pomyślałem.
gwiazdy tak radośnie migoczą nade mną,
pierwszy raz mam czas popatrzeć na to
przedstawienie,
pierwszy raz w pierwszym rzędzie życia
dostałem najlepsze siedzenie
podziwiam wszystko,
podziwiam głęboko,
nawet szare bloki stały się piękne jak
nigdy
a zimny asfalt zdawał się być jak
poduszka
znowu raz jeszcze spojrzałem nad siebie
na gwiazdy, księżyc złocisty
zdawało mi się ze mówią do mnie, wołają
mnie
to takie piękne...
bezwładnie ręką wodzić nad sobą zacząłem
dotknąłem gwiazd, księżyca
wzleciałem...
skonałem...
Komentarze (1)
Wiersz jest w treści poruszający uczucia kona na
asfalcie a więc gdzieś jechał pragnął Opowieść trzyma
w napięciu Dobry