Upadam ze swym płomieniem
Słysze krzyk swego imienia, widze wiatr popychający mnie, bym szedł dalej, widzę anioła, który chroni mnie, mimo strachu podążąm dalej, bo tam gdzieś jest kres
Wierzysz w to
W co uważasz za słuszne
Może czasami krótko
Ale widzisz, że to słuszne
Niezrozumiana przez świat
Podążasz w głąb lat
Nie chcesz powrócić
Bo nie chcą Cię ocucić
Marne dusze wokół są
Słyszę jak krzyczysz
Jestem tu, dzielę się twą wolą
Mimo, że w ranie jest solą
Nie uciekasz, walczysz
Nie mówisz, patrzysz
Nie patrzysz, ty widzisz
To twa moc
Mimo, że znika co noc
Chcesz iść dalej
Ale nie za Nimi
Twa droga nie jest między Nimi
Idź tam gdzie dłużej
W koncu sie spotkamy w dziczy głuchej
Nie czuję lepiej Cię
Nie widzę lepiej się
Czuję się taki sam
Jak wczorajszy strach
padam na dół
Wraz ze swym płomieniem
Jeśli poczujesz dół
Idź za swym tchnieniem
Wykrzyczymy ból w nas
Powstały z wielu ras
To my tu walczymy
Płomieni nie poddajemy
Tylu słów nie ujrzymy
Tylu obrazów nie usłyszymy
Bo za naszą wiarę
Możemy iść sami
Nie czuję bólu
Widzę potwory snów wielu
To przyjaciele dawni
Nie padniemy przed wami
Będziemy szli dalej
Aż skonczą się drogi
Ujrzymy śmierć
Powiedzą o nas: śmieć
Upadam ze swym płomieniem
Idę znów za życia tchnieniem
Nie ma już gry
To wszystko to życie
Kończą się ery
Tak jak ostatnię pchnięcie
Tego świata
Kroczymy do końca zimnego lata
Inspiracja myśli wielu
Zagubiony jestem
Koniec mego domu
Powrócę, gdy drogę dokończę
Kiedyś powrócę, a oni mnie zabiją, za to że sobą będę. Dajcie mi spokojną śmierć, bo tyle słów ujrzałem, bo tyle obrazów ułyszałem. Ma droga nadal trwa
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.