uraz
napisany dla izy, w jej imieniu i jej myśli, choć tak naprawdę nie wiem co ona wtedy myślała...
Zły dotyk, zła twarz.
Nie ten oddech, nie ten czas.
Poskładane gdzieś w całość wspomnienia.
I strach przed jutrem, przegrane
marzenia.
Noc, co tak skrzywdziła bolesnie.
Zmieszane oczy płynące gdzieś we śnie.
Niepokój przed życiem na lata.
I wzrok innych, ta reszta świata.
Ten moment co ciągle wraca.
I droga długa, której nikt nie skraca.
Lecz w twojej samotności, twojej ciszy,
Na szczęście zawsze ktoś ci towarzyszy.
Twych aniołów białych twarz błyszcząca.
I ich dobroć wieczna, która nie ma
końca.
Twoja pogrążona hańbą walka wielkiej
mocy.
I ściśnięte oczy przed nadejściem nocy.
Ale ty masz jeszcze jakieś prawa.
Nie straszna ci matnia i skroń twoja
krwawa.
Każda cząstka ze zranionej duszy.
Wszystkie kule cierpienia skruszy.
A przed twym Bogiem oblicze.
Zaniesiesz wszystkie tajemnice.
Twój cios to Jego głos.
A twą rozpaloną skroń
Ostudzi Jego chłodna dłoń.
Pozwól serce swe schowane otworzyć.
Ono więcej nie da cię upokorzyć.
Powoli lody serca topnieją,
A policzki i dusza znów się
czerwienieją.
Nadzieje jako gwiazdy migające
To twoje życie, to twoje słońce.
Cień Anioła twego Stróża
w zimnej bieli snu zanurza...
przykro mi dzieciaczku, że wtedy tak wyszło... naprawdę...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.