Ust...
Już z dala zapraszały malinowo.
Jej – nabrzmiałe i rozdęte
zmysłowo.
Jego – uśmiechnięte.
Kiedy bliżej wabiły swą maliną,
Już wiedziały, że zatracą się ,zaginą.
W rozmowie zaklętej.
Jego – zdać się – były
zapytaniem,
Jej zaś śpiewnym nań odpowiadaniem.
Chcemy?, chcemy! Teraz!
Górna z górna musnęły się przypadkiem.
Dolna dolnej wysunęła szufladkę.
Grzech to, się opierać.
Od przypadku do celowej rozmowy,
Każdy poziom dawno był gotowy.
By był cichy dialog.
Dolna z górną w miękkości się zwarły,
Górna z dolną zaraz tam dotarły.
I buchnęło parą!
Już rozmowę trudno celebrować,
Bo w mlaśnięciach chcą strony folgować.
Jak w wilgoci deszczu.
Nie oddzielnie lecz wrząca całością.
Połączone- dół z górą- jednością.
Od zmroku do zmierzchu.
Rozpędzone, szalone, rozciągnięte.
Gubią wątki w rozmowie zaczętej.
Maliny czerwone.
Najgorętsze ciepłem z serca głębi,
Nie chcą stygnąc, nie chcą się oziębić.
Szczęściem roztańczone.
I za mało tej rozmownej pieszczoty,
Bo co dalej?, co po tym?, co po tym?
Zagubione drżenia….
Dziś o pocałunku jeno tylko mowa,
Co dalej?, tajemnica niech zachowa,
Nowego tworzenia.
samo warg muśnięcie.....a zmysły jak bardzo potrafią szaleć.........
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.