weekendowo
nie na krzesle i nie w snie,nie w spokoju i nie w dzien... chcialbym umrzec z milosci
...zimno mi,tak bardzo zimno...
szron na moich powiekach,ociera slupelki
wilgotnych lamiglowek...
zacpani jezdzcy czasu,spia slodko w
objeciach strachu...
patrze na ich bezbronne slepe oczy...
usta pelne chmielowej melancholii...
krazy w palcach zloty pieniadz...
generalnie sie boje...
nie wiem co przyniesie kolejna
sekunda...
...kac w plecach...
wbil sie na nowo w mozg,ktorego nie
bylo...
zaspiewal ktos przez sciane-melodie
wychowawcza...
ostatni krzyk systemu...
jutro znowu staniemy do walki...
wlasnie w weekend
Komentarze (1)
Zadziwiający wiersz i jego tytuł...tak poetycko
potrafisz opisać nie zbyt do tego nadające się
rzeczy...gratuluję i podziwiam...