widmo
razu pewnego posępnej północy
gdy w mgle się nurzała już cała dolina
a księżyc w chmurzaste głębiny się
wtoczył
niepewne kroki skrzypnęły w ruinach
w ciszy bezwietrznej szept echem
nabrzmiały
potrząsnął murami z mocą zaklęcia
i już nie cień jeden, lecz dwa cienie
stały
dygocząc bezładnie w pośpiesznych objęciach
dziwna ta panna, dziwny i jej luby
gdy księżyc się miękko zsunął w mieliznę
znać, że na szyi wisielczą miał bliznę
a ona oba rozprute przeguby
nie przez martwotę tych twarzy
pobladłych
kruki me serce, jak drzewo obsiadły
a lęk z majestatem do duszy mi wkroczył
.. on miał twoje usta
ona - moje oczy..
Komentarze (3)
Piekny wiersz, sklaniajacy do zadumy. Jestem pod
wrazeniem.
Aż jęknęłam ze strachu, ale dobrze napisane.
Piękny horror niespełnionej miłości, gratuluje pomysłu
i wykonania tego wiersza.