Wieczorna rozmowa ze śmiercią
Wspomnienia wędrują , jak marsz
żałobników.
Procesją , są czarne i jest ich bez
liku.
Zapomnieć nie sposób ich smukłych
sylwetek,
mknących po sobie, cieni kilku setek.
Lecz życie dziś już nie jest wspomnieniem.
Żyły rozcina żarzące sumienie.
I rani od środka , rozdziera najdalsze,
zakątki mej duszy rażone jasnym światłem
Za rękę prowadzi , poprzez łąkę mglistą,
postać wysoka z twarzą świetlistą.
Czy jest ona bogiem?
Czy aniołem stróżem?
Czy mnie chce zabrać w śmiertelne
podróże?
Przystała i głową kiwnęła w mą stronę.
To miejsce wydaje sie dziwnie znajome.
-Tu świat się zaczyna i wszystko się
kończy
Ten punkt w naszej drodze jest bardzo
znaczący.
- Boje się śmierci a ty śmiercią jesteś,
Zabierz mnie z mroku do jasności
dziennej!
Zapomnij o błędach , które popełniłam.
Nic się nie kończy , me życie się
zaczyna!
- Ty zakończyłaś życie z własnej woli.
Już nie ma odwrotu , ni żadnej swawoli.
Ty w dłonie ujęłaś gładki , jasny
sztylet
i zanurzyłaś go w krwawej żył gęstwinie!
Wieczności pani, mogę wołać stale.
Mogę walić głową w muru twardą ścianę.
Mogę sztyletu ostrze wbić znów śmiało.
Życia nic nie tchnie w wysuszone ciało!
Komentarze (3)
przemawia mocno do duszy..dobrze sie czyta.jest
taki..mocny.
Oj miałem co czytać. Wiersz bardzo rozbudza
wyobraźnię. Widzę w nim samo życie. Pozdrawiam
serdecznie:)
bardzo...bardzo przemawiający wiersz.... pozdrawiam...