Wiersz czterysta dwudziesty czwarty
Raz dziesięciu ludzi
w żniwa w polu pracowało
nagle jeden wpadł pod kombajn
i dziewięciu pozostało.
Tych dziewięciu ludzi
tak po pracy rozpaczało
że jednemu zawał się przytrafił
i już ośmiu pozostało.
Ośmiu zmęczonych ludzi
spać się położyło
jeden nocą uciekł z domu
siedmiu w łóżkach spało.
Rano siedmiu ludzi wstało
jeden mówi idę po zakupy
w sklepie przyjaciela spotkał
i odjechali do innego kraju.
Sześciu głodnych ludzi
na zakupy w domu czekało
jeden z nudów poszedł
kąpać się w jeziorze
i utopił się
choć świetnym był pływakiem
i tak oto w piątkę pozostali.
Piątka zdziwionych ludzi
że ciągle ich ubywa
poszła do kościoła
modlić się o odwrócenie
złego fatum nagle jeden woła
chce być księdzem
i do seminarium chce wstępować
a do domu już
tylko czwórka ludzi wraca.
W domu czwórka
coraz bardziej zdziwionych ludzi
myśli o co chodzi
czemu nas coraz mniej
jeden nagle pyta
może źle czynimy?
na to drugi krzyczy
święta racja
trzeba ludziom więcej dobra dać
a wtedy będzie nas przybywało
a nie ubywało.
I tak oto czterech ludzi
w porę zrozumiało
że dobro przyciąga
a nienawiść trzeba
na miłość zamienić.
Pytanie tylko
czy my zdążymy to zrozumieć.
Komentarze (6)
Ten refleksyjny tekst kojarzy mi się z
ksiązką Agathy Christie "Dzięsięciu małych Murzynków"
(oczywiście nie do końca). Miłego wieczoru:)
Jak zawsze pięknie i refleksyjnie :)
dobre pytanie - czy zdążymy ?
pozdrawiam:-)
Historia z morałem. Byle tylko nie działało to jak
sinusoida, się przyciągną, aby potem znów
porozdzielać.
- otóż, to dobre pytanie i bardzo fajna przypowieść.
Jak się postaramy to zrozumiemy. Pozdrawiam.