Wiersz nie dla optymistów
Żyjemy jak w letargu, niepotrzebni
nikomu,
w hermetycznych mieszkaniach, w milionach
szarych domów,
jak kamienie bez ruchu i jak posągi ze
stali,
bez żadnych większych pragnień, na coś
jeszcze czekamy.
Twierdząc, że życie to sen, sen
niedoskonały,
ustami strojnymi w kpinę, wypowiadamy
banały.
Przyjaźń? To tylko gra, gra w teatrze
pozorów.
Miłość? Miłości brak, jest seks późnym
wieczorem.
Żyjemy niepotrzebni, pośród tysiąca spraw
małych
gubimy swoje szczęścia, tracąc siebie
samych.
I przyprawiamy codzienność dawką żali i
złości,
zamknięci w czterech ścianach marazmu,
obojętności.
Lecz czasem, gdy noc się zmienia w
niespokojne godziny
serce cichutko łka, a w duszę wpełza głód
żywy
na uczuć żar, by znowu rozpalił wygasłe
oczy,
pomógł dogonić marzenia, zaspokoił
tęsknoty.
Póki się ogień w nas pali i dźwięczą struny
gitary,
otwórzmy się na ludzi, przyjaźń, miłość,
wiarę.
Obudźmy się raz jeszcze, nim życie drzwi
zatrzaśnie,
nim czas przecieknie przez palce, nim
odejdziemy, na zawsze...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.