Wirtuoz gitary
Kiedy świeca spali się do końca
Kiedy w stopy zaczyna być zimno
On, przebiegłszy palcami po gryfie
Nagle blednie i minę ma dziwną
Struny ledwo co muska, i baczy
Żeby słowo wnet dźwiękiem się stało
Już drżą wargi, już serce sie kraje
Ale jemu wciąż mało i mało
Nagle w oknach rozbiły się szyby
Szkła upadły, klnąc cicho do mroku
Ten obłędny wirtuoz gitary
D-dur złapał w szaleńczym amoku
I już świeca zapala się znowu
I już stopy zostały rozgrzane
I już nie ma ni ciszy, ni mroku
I kwiaty w doniczce rozsypane
Po godzinie mój muzyk szalony
Ucichł oraz zadziwił się pięknie
Bo gdy wszystko, jak złe szkło, się
łamie
Pudło gitary nigdy nie pęknie
Komentarze (3)
Bardziej niż w gitarach lubuję się w saksofonach, ale
głos oczywiście zostawiam ;)
O. Taka młoda, a taki ładny wiersz!
Godny pochwały. Gratuluję pomysłu, niebanalny utwór. A
za granie na gitarze masz u mnie nieskończoną ilość
plusów!:)
pozdrawiam bardzo serdecznie!!
Gitara to potęga :)
ładnie napisane