Wirus
Wystarczyl moment, spojrzenie,
Wszystko sie nagle zmienilo,
Zapadlam w trans i olsnienie,
Zachorowalam na milosc.
Nie jem i nie spie, bo po co,
Wzdycham bezwiednie po katach,
Marze na jawie noca,
A kiedys bylam rozsadna.
Rozpala mnie zar wewnetrzny,
Przenika na wskros cialo moje,
Jak jakis instynkt zwierzecy.
Czasami nawet sie boje,
Ze mna kompletnie zawladnie,
Do reszty zmyslow pozbawi
I gdzies sie w otchlan zapadne,
Az moj wybawca sie zjawi.
Narazie niestety nie wiem
Jak tu sie pozbyc klopotu.
Zlapal mnie wirus przez Ciebie
A Ty jestes - antidotum.
Coz... Twoje serce jest zimne.
Od tego boli mnie glowa.
Lek przeznaczony jest innej,
Musze wiec nadal chorowac....
Komentarze (4)
Uśmiecnij się, każdy kogoś kocha,ale myślę że i Ciebie
ktoś niebawem bardzo pokocha.:) I będziesz chora, ale
z nadmiaru szczęścia, czy go udźwigniesz?...;)
Miłość... o tak, czasem człowiek ma wrażenie, że "coś
go bierze" heh i nawet może czuć sie przez to
"niewyraźnie"... to właśnie taki wirus;) dobrze ujęte,
nieźle napisane.
Niektórych rażą rymy a ja jestem tylko amatorem i
stwierdzam, że wspaniale się czyta. Z humorem i
przymrużeniem oka na tą naszą chorobę.
Już wkrótce amor będzie strzelał i tym razem sie nie
pomyli...Ale taka choroba jest niezwykle przyjemna