O wisielcu
Zwisał wisielec na cienkiej linie,
zwisał.
W takt późnojesiennego wiatru się
kołysał.
Pętla mocno szyję ściskała,
w niewidzialnej klatce bez tlenu
trzymała.
Zwisał wisielec na cienkiej linie,
zwisał.
W takt zimowego wiatru się kołysał.
Wciśnięty w krajobraz sterylny,
stanowił zapomniany cień, obraz mylny.
Zwisał wisielec na cienkiej linie,
zwisał.
W takt wiosennego wiatru się kołysał.
Ciało wisielca – trach! - na ziemie
spadło
i na kilka kawałków się rozpadło.
Już wisielec na cienkiej linie nie
zwisał.
I w tak letniego wiatru się nie kołysał.
Leżał bezwładnie w gnijącej zieleni
ze świadomością, że wszyscy o nim
zapomnieli…
Komentarze (3)
Jak zachowałaś kawałek sznura po wisielcu, to będzie
szczęśliwy debiut. Daję + na szczęście i weź do serca
rady Marii Szafran.
Marto Anno! nie stosuj takich rymów, próbój inaczej
rymować czasownik/rzeczownik, czasownik/przymiotnik,
rzeczownik/przymiotmik, ale nigdy te same części
mowy. Poza tym w ostatniej zwrotce masz literówkę w
wyrazie 'nikt'. Pozdrawiam.
Rzadko mam okazję czytać o wisielcach. Sama napisałam
podobny wiersz, ale w twórczości innych mało kiedy na
takie natrafiam. Ludzie chyba boją się pisać o
makabreskach z obawy że im się coś podobnego
przytrafi. A ja lubię i już :)