Wisława
Jak można się domyślić, to moja ulubiona autorka...
Czyta pomiędzy wierszami codziennych
czynności.
Nazywa nienazwane i niedomyślane.
Niczym maleńki owad w swojej wyniosłości
tysiąca oczu odkrywa co znane.
Słuch ma jakiś taki, jak u nietoperza,
ruch każdy i każdy bezruch wyłapie.
I z lotu człowieka horyzont poszerza,
co nie uświadczysz go na żadnej mapie.
Słowa układa w kostki, luzem puszcza
niektóre,
dzierga je piórem i zszywa w patchworki.
Jedne dźwięczą solo, inne współbrzmią
chórem,
spełniając każde życzenie autorki.
Zatrzymane w kadrze, wycięte, dodane
cobybyło i coumknęło. Dwustronna
dwoistość.
I tylko skąd ten dreszcz na plecach o
trzeciej nad ranem,
gdy trafia słowem w oczywistą
oczywistość?...
A skąd ona wie, że widok jest tam, gdzie są
oczy,
że bez ucha i nosa dźwięk i zapach się
ukrywa?
A mimo to wciąż jak dziecko daje się
zaskoczyć.
Przecież nie wie, że jest wielka, wielkość
prawdziwa…?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.