Wizyta Mikołaja
Sanie wypucowane,
reny już zaprzężone,
worków sto, może dwieście,
wszystkie załadowane!
Czerwony strój spod igły,
świeżo wyprasowany…
Ruszyli! Spójrz, jak pędzą!
Spieszą się z prezentami!
Słyszałam delikatne
„dzyń, dzyń, dzyń ” dzwonków renich.
Krążyły ponad dachami,
stanęły przy kominie…
„Ho-ho-ho” pomyślałam,
prezencik dziś dostanę!
Przyjemną niespodziankę
sprawił mi mój kochany!
Umilkły dzwonki… Cisza…
Potem hałasy dziwnie,
stękanie, jęki głuche
dochodzą mnie z kominka.
To o-ho, o-ho-ho-ho,
to uff, i ponownie: uff!
Ki diabeł? Zajrzałam… Nic!
Halucynacje, czy duch?
A tu się pokazuje
zimowy but! Naprawdę!
Dynda w powietrzu! Za nim
drugi! I worek darów!
Mikołaj mnie odwiedził,
usmarowany sadzą!
Ho-ho-ho-pokrzykując,
w fotelu się usadził!
Dałam mu miodu szklankę,
na rozgrzewkę przy mrozie.
Cmoknął, zabrał prezenty,
wyszedł… Drzwiami tym razem.
I nic mi nie zostawił,
zero, nic tu nie bajam,
prócz brudnego fotela!
Mam wierzyć w Mikołaja?
Komentarze (8)
Dobrze, że rózgą nie przyłożył... Wiem! To przez ten
miód! Odurzony zapomniał... że to on ma
rozdawać...:):)
Wesoło pozdrawiam!
super :-))))
Wesoły wiersz. Pozdrawiam:)
Wierzyć trzeba.Świetny wierszPozdrawiam serdecznie:)
A może nie zasłużyłeś. Pozdrawiam.
Mnie też nic nie zostawił w tym roku, a miał
zafundować święty spokój...
Wiersz jak zwykle świetny:)
może jeszcze raz przyjdzie tamten to marna podróba
:)))Pozdrawiam:)
Musisz poczekać na Gwiazdora.
Ten Mikołaj pomylił kominy, wypadek przy pracy.
Życzę bogatego Gwiazdora:)