Wrzesień, październik, listopad...
Szorstka wełna harata skórę
Pożółkłe kartki żyły tną
Mrok całkowicie mnie pochłania
Jest mi źle, lecz to mój dom
Wdycham brudny dym z komina
Dłońmi z drewna ścieram kurz
Zimno do okien się dobija
Słyszę spadający puch
Słowami z książek się przejadam
Herbatą z mlekiem się upijam
Siedzę tak i myślę
Kolejna mija godzina
Opakowania po lekach do kosza nie trafiły
Na poduszce mej leży obcy włos
Kładę stopy na rozgrzanej pościeli
Przed chwilą tutaj leżał ktoś
Dłonie splamił czarny atrament
Tylko przekleństwa spod pióra wychodzą
Podnoszę głowę, patrzę na księżyc
Powoli łączę się z nocą
Tak mnie boli, że nie mogę płakać
Tak mi smutno, że aż nie mam łez
Szukam skarbu gdzieś na dnie lata
Ale znajduję tylko zimny deszcz
Komentarze (6)
Smutny wiersz ale na pewno zmieniłabym tytuł. Lepiej
jak jest krótki i bardziej oryginalny niż ten :)))
Mam wrażenie że straciłaś ochotę do życia prze utratę
kogoś
pozdrawiam:)
Bardzo dobry smutny wiersz, choć piękny...boli Cię
dusza, masz ciężkie chwile i myśli, dlaczego? spójrz
przed siebie...życie jest piękne, są ludzie, którzy
mają drastyczniejsze sytuacje...nie poddawaj się,
zawsze jest motyw by żyć, by dać radość
komuś...pozdrawiam serdecznie. głowa do góry...miłego
dnia.
Ładny, choć smutny wiersz. Dobre rymy.
Zatrzymal Twoj tekst na dluzej:-) a moze jednak
podeszczu przyjdzie....
Zimy deszcz jest dobry na otrzeźwienie. Po co się
rozczulać trzeba walczyć. Młodość ma swoje zalety.
Pozdrawiam.