Wymoczek
moknę na przystanku
spływają rynsztoki
księżyc całkiem opadł
po namiętnej nocy
mokrymi listkami
wiatr wymościł chodnik
przemoczona kurtka
buty i parasol
umyka strużkami
przed jesienią lato
pod ławką przy nodze
przycupnął wróbelek
otrzepuje z wody
nastroszone piórka
napycha żołądek
rozmemłanym chlebem
chociaż wiatr nim szarpie
kruszyny nie puszcza
nigdy nie wiadomo
co przyniesie jutro
postawiłem kołnierz
ruszyłem przed siebie
chwytać krople deszczu
spadające z nieba
skończył się już wrzesień
rozpoczął październik
w sercu nadal wiosna
twój oddech na ustach
biegnę ogrzać w dłoniach
zmarznięte kasztany
może tam cię spotkam
znów będziemy razem
Komentarze (3)
Jesiennie, ale uroczo a szczególnie podoba mi
się..."biegnę ogrzać w dłoniach
zmarznięte kasztany
może tam cię spotkam"...
Wiersz pelen tesknoty i wspomnien,,
wzruszajacy,,pozdrawiam wiosennie z daleka.
Wiersz ma piękny klimat ciepła uczucia :) I dzień się
taki zaczyna + Pozdrowienia