Wyrzeźbiony z mgły
Otwieram oczy i widzę szpitalne ściany.
Dociera do mnie myśl, że już nie dam
rady…
Nie dokończona destrukcja siebie.
Duszę swoją dusze taplając ją po bród w
brudzie,
wówczas marzę o tym, że mażę tym brudem
wszystkie ściany.
Kręcąc się w spirali reinkarnacji,
niczym biologiczny odpad pozbawiony
godności…
Wyje z bólu niemym krzykiem rozpaczy
pomiędzy myślami których nie mam.
Z tunelu dociera do mnie głos pogardy
Tym sposobem łożę na swoje łoże męki,
które w ciemnym borze już
zgotowane…
O mój Boże! Zatracam się we mgle…
Coś demonicznego rozrywa mnie…
Wyrzeźbiony z mgły stałem się wieczny.
Wiara to tylko blef, więc zamykam
oczy…
I zatracam się w tej mgle…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.