Wyznanie
Patrzyłem na nią...
obserwowałem jej każdy ruch dłoni.
Wpatrywałem się w nią jak w drogocenny
obraz...
Cieszyłem wzrok każdą chwilą...
chciałem by trwała wiecznie.
Wnikałem w jej oczy...
jakże głębokie i tajemnicze...
uśmiechnięte i zarazem pęłne łez....
Jakże kochałem wpatrywać się w nie....
były dla mnie kompasem...
światłem w ciemności,
drogą do serca...
miały w sobie tyle jasności....
Jej włosy...
czułem jakby otulały mnie i miały w sobie
tyle miękkości.
Jej usta, lawina pożądania, w której kryłem
się w chwilach wzniosłości...
Dłonie...
Jakże czule mnie dotykały...
płynęły po mej twarzy niczym wiatr niosący
pyłki piasku po pustej już plaży....
Czułem jak dusza wzlatuje w niebo,
a stopy nie chcą już dotykać ziemi.
Jakże kochałem...
patrzeć gdy się denerwuje...
W jej twarzy było tyle słodyczy i
wiedziałem, że już nic się nie liczy.
Chwile radości były najpiękniejsze...
wtedy wiedziałem, że naprawdę jest
szczęśliwa...
W smutku piłem jej łzy...
zatrzymywałem....
by nie dotknęły uśmiechu...
by nie drążyły ran...
Byłem przy niej...
i tak bardzo ja kochałem.
Oddałem jej cały świat..
całe serce jej oddałem...
Lecz upłynęły lata..
Ona odeszła...
a ja sam zostałem...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.