Wyżyny szalonej namiętności
Za oknami już noc...deszcz stuka w
szyby.
Już trzeci dzień bez Twojego głosu...
odpływam w sen.
Nagle ktoś wyłania się z mroku...
Spod półprzymkniętych powiek widze
postać.
Stanęła przy mnie...czy to Ty?
pytam drżącym głosem.
Dlaczego jeszcze nie śpisz?-zapytałeś
prawie szeptem.
Poczułam mrowienie na całym ciele...
Gwałtownie przebudziłam się.
Poczułam Twój dotyk...przecież znam
go...
taki delikatny jak muśnięcie piórka.
Ręce przesuwały się powoli po mojej
szyi...
potem po ramionach.
Ich dotyk stawał się mocniejszy...teraz
czułam
jakby setki piór muskały moje ciało.
Rozchyliłam usta...gotowe do pocałunku.
Weź mnie w swoje władanie Kochanie.
Razem wznieśmy się na wyżyny szalonej
namiętności.
A potem zaśnijmy spleceni ciałami...
szczęśliwi...zakochani
...niech się tli w nas nasza miłość...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.