Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Wzleciał wnet niczym ptak...

Kocham ją niczym kruk marzenia,
Pewny jestem ja swych uczuć niczym drzewo,
W życiu mym liczne zachwiania drogę mą prowadzą.
Patrząc na księżyc, bramę zauważyłem
Zachwiałem historię miejsca tego,
Czyżby tak bardzo odległego...?

Wzleciał wnet niczym ptak...

Niechcący, nieostrożność moja
Płynąca we mnie uderzyła.
Ton myśli pewnego poematu zachwiałem
A tym samym ziemia, po której stąpałem się poruszyła.
Wydała z siebie krzyk, krzyk bólu
Przez wieki zaostrzany.
Dzieje prehistoryczne z każdym wyrazem mego ruchu
Leżały w totalnym bezruchu.
Nie dając znaku życia, jakby zmęczone
Pragnęły swego skrycia...
Swojej prywatności, w której dalej przenikały by
Historię od kości do kości.
Wiatr niosąc szkaradną pomoc memu bezładowi fizycznemu
Pomógł stracić mi równowagę
Zawierając chyba pakt z samym diabłem.
Nadał mym nogom piekielną odwagę
Aby sprzeciw w podeszwach mych nastąpił.
Zawiał raz – drugi – trzeciego już nie było...
Świat z mego punktu widzenia został poruszony,
Poczułem niebo na mej głowie.
Myśląc, że nikomu tego nie opowiem
Wstałem szybko na pięcie się odwracając
Patrząc w głąb swej mrocznej duszy
Zadając sobie pytanie
Cóż tak wzbudziło moje pożądanie?
Myśli me wariacji doznały.
Otrząsnąłem się lekko,
Doświadczenia nowego doznając...
Ucichłem niczym zając,
Z miną groźną wzrok w ziemię skierowałem


Grożąc myślami liściom, począłem
Rzucać wyzwiska – potoku złych słów
Ma twarz była bliska...
Jednak nagle skrzek usłyszałem,
Zapominając o gniewie, jaki mnie chciał dosięgnąć
Płynąłem wzrokiem na około siebie a
Oczom mym słuch dłoń pomocną wyciągał
By pomóc bratu w zmysłach pojednany.
Ptak przed oblicze me sfrunął,
Kłaniając mi się do stóp, iż wyżej już nie mógł
Przekraczając i tak swych możliwości próg.
Patrząc na mnie z nad dzioba swego
Ani myślał drgnąć, czekając aż ja pierwszy zagram
Aż mój ruch wykonam na polu bitwy jego.
Wszakże nic w tym złego,
Iż z flagą białą na ów ziemię jego przybyłem
I rzekłbym szczerze wcale tego nie kryłem.
Iż wykazałem się nie lada niezdarnością
Przewracając się na liściu, którego obdarowałem ufnością.
Zmierzyłem i ja ptaszysko wzrokiem,
Widząc odwagę jego, porównał bym go ze smokiem.
Zaiste był smokiem na swej ziemi,
Bronił bogactw czasu i przemijania,
Znał umierających wszystkie zeznania.
Zionąć mógł płomieniem budzącym strach
Wiedzą swoją z czasem się zrównać mógł.
Wszystkim bogom mógł dorównać.
Zląkłem się na chwile, lecz chwila ta krótką była,
Iż po paru sekundach uciekła w niepamięć...
Pierwszy i ostatni ruch należał do mnie.
Zrobiłem krok w przód,
Patrząc żałośnie na mnie, ptak nawet nie drgnął
Zaskrzeczał przy tym jakby śmiejąc się,
Z mego tchórzostwa...
Czynność tą powtórzyłem razy wiele
Zbliżałem się do władcy coraz śmielej,
Po chwili jedynie stopa dzieliła mnie od celu...
Wyciągnąłem rękę ku ptakowi
Poddając się jego urokowi...
Wszakże wyjścia innego nie miałem,
Gdyż dzięki urokowi tegoż miejsca oniemiałem...
Zwierze postać godną wnet przybrało
Zwinnym ruchem skrzydeł,
Wnet ich parą zatrzepotało.
Podskoczyło ku mnie w jednej chwili
Zatrzymując się na mym ramieniu...
Wyprostowałem z wolna ciało
Patrząc w oczy kruka śmiało...
Słysząc myśli jego, nie wiem, czemu...


Usłyszałem:
Godny jesteś człeku, gdyż niewielu tu przychodzi
Cmentarz zapomniany został,
Jego własna siła go przygniotła.
Szanuj piękne mienie czasu
I w szacunek chciej je zakuć,
Bądź, że dobry dla nas wielu
Dopnij wreszcie swego celu...


Kończąc myśli swe w ten sposób,
Ptak odleciał mi w nieznane,
Zostawiając mnie samego na swój sposób jakoś złego,
Gdyż pojąć nijak nie mogłem
Jakże ptak ten w swej naturze
Mógł mieć umysł tak bogaty.
Zadając sobie to pytanie, znów poczułem pożądanie
Me wspomnienia wnet odżyły, jakby bardziej się skłóciły.
Chciały wyjść nie wrócić więcej,
Zostawiając mnie, czym prędzej.
Zostawiając ów zdarzenie na późniejsze przemyślenie
Przykucnąłem przy swym celu..
Odmówiłem pacierz krótką, która bardziej niż modlitwę
Przypominała dialog z ciemną płytą.
Kwiatem okrywając krzyż na kamieniu wyciosany
Otworzyłem znów swe rany
Bolą bardzo, jakże mocno,
Oczom mym zrobiło się wilgotno
Czułem godność będąc w tym miejscu
I pomyślałem:
Wszakże nie ma sensu, otwierać starego i pełnego myśli kredensu.

Levi©

"Zawsze pamiętajmy, że odwaga dwie strony posiada, lecz jedynie ta z serca jest jak jednostronny medal - nierealny paradoks." Levi(c)

autor

Levi

Dodano: 2006-06-29 21:50:36
Ten wiersz przeczytano 602 razy
Oddanych głosów: 1
Rodzaj Biały Klimat Zimny Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (0)

Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »