Zapytałem drzewa
Zapytałem przydrożnego drzewa
z czego chłopak dziewczynie się zwierza,
co jej mówi, gdy smutek go trawi,
o czym szepce, gdy ogień go pali.
Obiecuje jej może życie ukwiecone,
obleczone słonecznym promieniem
i wyznaje tysiąckroć miłość swą
bezkresną
mówiąc, że nieznane mu zapomnienie.
Ona w oczy głęboko spogląda,
serce swoje cichutko mu daje
obiecując, że nic już i nigdy
między nimi się złego nie stanie.
Zasłuchany odpowiedzi czekałem
czując w korze poranek kwietniowy,
gałąź objąć mnie chciała ramieniem,
lecz uciekłem…
odpowiedzi się bałem.
Komentarze (4)
oj potrafisz,wiesz ze ja w3lasciwie nie lubie
rymowanych wierszy,do tego trzeba naparwde
potrafic,ale tutaj...?naprawde z wdziekiem i zgrabie
poprowadziles mnie przez temat...super,jestem naprawde
na plus JAcku:)):odpowiedzi sie balam...bardzo
wymownie...
Czytając Twój wiersz rozmarzyłam się i uśmiechałam
się ...piękna historia przez Ciebie napisana ...mimo
że smuteczkami powiało lecz jakoś na sercu robiło się
cieplusio jak te strofy się czytało...Pozdrawiam
serdecznie i z uśmiechem:)
chyba zetnę to drzewo, bo mnie kapuje....ale wiersz
super...brawo
Strach to ludzka rzecz, ale tego chyba nie należy się
obawiać... wyznania i miłość i tak przyjdą...