...zasłużona śmierć matki...
Czy to normalne?
Kolejnego dnia wrociłaś zmęczona.
Ucieleśniłaś swoje emocje, chore emocje
na mnie...
znów...
te czerwone ślady pozostaną...
a ja tylko czekam...
aż przyjdzie ten wspaniały anioł...
z żyletkami w skrzydłach, zamiast piór,
z dziurą po kuli na czole,
ze sznurem na szyi,
z wbitym w pierś nożem,
naćpanymi oczyma
i strojem mokrym rzeką
wysłucha mojej prośby
nie wyśmieje jej, weźmie na poważnie
i weźmie moją mamę za rękę...
Pociągnie za sobą.
A ja ...
ja szczęśliwa usłyszę tylko
jej ogłuszający krzyk,
krzyk cierpienia, ktorego to ja
wiele razy doświadczałam
nazwę to "satysfakcją"
usłyszę znów
usłyszę jej ból,
cierpienie
wrzask rozpaczy...
Potem otworzę oczy,
a w sypialni rodzicow zobaczę
blade ciało...
Potem otworzę oczy,
ubiorę się i wyjde
na pogrzeb matki, rodzicielki
będę patrzeć, jak znika
pod ziemią...
i nie będę płakać...
niby dlaczego (?)
Potem otworzę oczy,
i nie będę się niczym zamartwiać,
tym, czy ona mi to wybaczy...
tym, czy ona o tym wie...
tym, czy ona mnie tak naprawdę
kochała... (?)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.