Żebrak w księżycowej poświecie
Chyba zabłądziła. Machnęła mu banknotem,
nie mrugnął. Jak skała. Wciąż w ten księżyc
wpatrzony.
Zgłupiała na krótko. Drugie podejście z tą
wieczną pychą,
pewnością siebie. Ona może kupić wszystkich
i wszystko.
Księżyc nie zniknął dla niego. Wciąż niczym
posąg z marmuru,
romansował z jego poświatą. Bezdomny żebrak
śmierdzący ulicą.
Co ty tam widzisz? Hej! Mam tu sto
dolarów!
Chyba się zgubiłam. Wyprowadź mnie stąd, to
je dostaniesz.
Słyszysz mnie? Bezdomny człowieku!
Nie chcesz pieniędzy? Co się tak gapisz
tępo w ten księżyc?
W tej ciszy strach ją obleciał. Trafiła na
ćpuna.
Tylu bezdomnych, a ona musiała zabłądzić w
rewirze wyznawcy księżyca?
Spojrzał na nią, jak nikt przedtem.
Spokojne wyszeptał.
Co ja tam widzę? Widzę nasz dom. Wiezie nas
kareta zaprzęgnięta w poezję.
Rzekłaby, że nie rozumie tego bełkotu,
ale patrzył tak szczerze! Spojrzała na
poświatę. Zapragnęła poznać dalszą część
historii.
Zabrał jej banknot. Wyrzucił za siebie.
Bo wiesz, tu nie pachnę jak ty. A tam,
mogłabyś mnie pokochać. Tam nie płaci się
za szczęście.
Odepchnęłaby bezczelnego brudasa. Ale jego
spojrzenie nie było natrętne.
Tak spokojne i rozmarzone! I dotyk dłoni
tak ciepły.
Opowiedz mi więcej. Jak jest w świecie, w
którym nic nie muszę udowadniać?
W którym nie walczę o zyski. I nadal wiem,
czym jest miłość. Nadal jej pragnę.
Tam wciąż patrzymy na siebie. Usta lekko
rozchylone, błagają o pocałunek!
I płuca się buntują, gdy oddechu już
brakuje.
Tam nie spojrzysz na szatę a ja nie jestem
upadłym aniołem.
Jesteśmy nadzy i nic się nie liczy oprócz
tych skurczy żołądkowych.
Odeszła, lekko pijana słowem bezdomnego
poety.
Coś było w tym jego spojrzeniu... W sercu
ją kuło... Patrzył na nią jak na
królewnę.
Wierzył w to co mówi i chyba chciałaby
wrócić do niego.
Zobaczyć tę krainę, gdzie nie potrzeba
portfela i miłość pozwoli uklęknąć.
Nie zasnęła spokojnie przez długie
tygodnie.
Wsadzili go do karawanu. Już nie opowie
żadnej pięknej historii.
Umarł z głodu, bez przerwy wpatrzony w
marzenie,
że kiedyś dostanie drugą szansę. Że odnajdą
się. Choćby i w niebie.
Szukała go między ulicami. Błądziła długi
czas przytulona do nocy,
pytała ludzi i księżyca... To jego
spojrzenie i ten szept zmysłowy.
Te słowa, jak narkotyk. Utracone. Gdzie
jesteś poeto?
Nie znalazła. I nigdy więcej nikt nie
spojrzał na nią, jak kiedyś pewien żebrak w
księżycowej poświecie.
Komentarze (4)
Jak mówiłem, moim głównym bohaterem jest tu księżyc.
Fantastyczne rozmarzenie, świadomość istnienia światów
poza orbitą ludzkiego poznania. Ave
Ciekawa historia, trochę długa ale przy czytaniu
potrafi wciągnąć. Przeczytałem z zaciekawieniem i
powiem, że pieknie to dostrzegasz. Pozdrawiam:)
no tak.. nikt piękniej nie widzi, tylko niezwykła
dusza poety marzyciela .
Podoba mi się Twoja opowieść:) Serdeczności
wiesz wciągneła mnie ta historia pięknej i
żebraka...po ich spotkami tak i w naszym życiu nie
można zapomnieć słów i spojrzeń niektórych ludzi... a
póżniej człowiek błądzi myślami i szuka czegoś albo
kogoś...pozdrawiam