Zmartwienia
Na wieszaku zmartwień,
zwisam sobie,
niby tak łagodnie,
a jednak wierzgam się,
broniąc resztek radości i optymizmu,
bo problemy wykończyć chcą mnie,
ale nie dam się,
bo po to one są,
żeby zwalczać je!
I nie dać się.
Groźna jestem:
-Brrr... problemie, odczep się!
Nie zapraszałam cię do siebie,
a tyś się wprosił
i jeszcze może
kumpli zaprosisz?
I już przybiegli:
smutek, łzy,
przygnębienie,
bezsens i rozczarowanie.
Trzeba temu położyć kres,
bo się straci ostatnie nadziei iskierki,
które trzeba pielęgnować,
bo wiatr kłopotów zdmuchnie je...
A na to pozwolić nie mogę.
Wtedy zginę marnie.
Jak mała ryba w głębokiej wodzie.
Więc łódeczkę sobie wybuduję
i odpłynę stąd gdziekolwiek,
byleby z pesymizmu nie zamarznąć.
Pragnę dobra i spokoju,
brak mi tego nawet w domu.
Kiedy wszystko zmieni się?
Ja tak bardzo tego chcę!
Boże, dopomóż mi w tym.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.