...Znów minął dzień...
Za śnianą śmiechy, tańce.
Znów minął dzień.
Noc w pełni,
latarnie oświetlają drogę,
nastoliku świeczki
spokojnym płomieniem się tlą.
Prawie północ,godzina jeszcze młoda,
a w żyłach, krew płonie,
w miarę wypitej ognistej
życiodajnej wody.
Mogłabym się położyć,
ale czekam na wpół leżąc,
wpatrując, wsłuchując się,
jak za ścianą inni dobrze się bawią.
Trawiący, cichy jakiś nurt,
na pół nieokreślony ból,
który nie da się spłoszyć.
Jeszcze przed kilku godzinami
poddawałam się rozmowie,
śmiechom, jednego z tworów życia.
Ale teraz,
w samotności ścian,
dusza umiera, po raz kolejny,
na swój własny sposób.
Cicha, nieśmiertelna.
Niepokojąca długość.
To nie tak miało być,
To tu miałam uciec,
od wszystkiego, od ciebie.
Ale nie mogę,
Myśli wspomnienia te same.
Nastaje pytanie
Dlaczego?
Dlaczego tak często wspominam,
te noce gorące, w pocie, śmiejące?
Nie mogę...
Boże dodaj sił!
A dlaczego piję?
by się nie męczyć przez parę godzin.
To oksymoron, kolejny, życiowy.
Tym bardziej,myślę o tobie,
tym bardziej, płakać mi się chce...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.