Żywe obrazy
Nadzieja błądzi niepewnym tropem.
Do słońca wznoszę oczy w panice,
że moja wyspa jak lód się stopi,
nawet już kropli z niej nie uchwycę.
może wspomnienia czas ten ocalą,
kiedy mówiłeś - ja w ogień za nią.
Dziś zrujnowany nasz wspólny slalom,
dzień, gdy nazwałeś mnie swoją panią.
Kiedyś byliśmy sobą nawzajem.
Teraz jesteśmy dla siebie nikim.
Mijasz mnie obcy i ja udaję,
choć jesteś moich pędów wspólnikiem.
A kiedy przyjdzie czas na spotkanie,
takie nieziemskie - w najwyższym planie.
Tym - co z korzeni życie im dane,
jak wytłumaczysz - kim jesteś panie.
Zrozumiałam wszystko, wiem o co chodzi.
Komentarze (35)
ładny wiersz pełen wspomnień i nadziei...skłania do
refleksji...pozdrawiam :)
Jak dla mnie-przepiękny wiersz..Czytając z podziwem
raz jeszcze-oczy swe pieszczę:)..M.
canna, bardzo dziekuję za cenne uwagi. Życzę
wszystkiego najlepszego w Nowym Roku
Bardzo mi się podobają Twoje przemyślenia. Nie wiem,
czy mam takie prawo, ale wydaje mi się, że w drugim
wersie powinno być:"wznoszę", a określenie: " topi
lodem" jest dość niefortunne. Do siego roku!
Wspaniały choć smutny,lecz zawsze zauroczy
treścią.Takie wiersze czyta się z
przyjemnością.Pozdrawiam życzę w Nowym 2010 Roku
kontynuacji cudownej twórczości i
zdrowi,zdrowia,zdrowia.