12 grudnia 1981, godzina 23.45
12 grudnia 1981, godzina 23.45
Telefonistki przesyłały ostatnie
teleksy,
Ostatni podróżni przekraczali granicę,
Ostatnie nieocenzurowane listy sortowano w
wagonach pocztowych,
Kelnerzy roznosili napoje na ostatnich
dancingach...
W drukarniach drukowano nieaktualne już
gazety,
Ostatnie ciężarówki z darami wjeżdżały na
dziedziniec „Solidarności”,
Narzeczeni szli na ostatni spacer po
Ostrowiu Tumskim...
* * *
A tymczasem na uśpione miasto wyjeżdżały
pierwsze kolumny wojska...
Komentarze (19)
ode mnie też - wyrazy uznania i pozdrawiam :)
Brawo! Najlepszy wiersz jaki dziś na ten temat
czytałem!
Witaj Jastrz.
Ciekawy opis, wydarzeń.
Refleksyjny.
Pozdrawiam.:)
strasznie to sobie uświadamiać...
Historia, którą znam z opowiadań rodziców i dziadków.
Oni też przeżyli koszmar tamtych dn na własnej skórze.
Czas pokoju też może nieść śmierć.
przeczytałem komentarz Sławomira i nie mogę uwierzyć,
jak różny może być odbiór tej samej rzeczywistości.
pozdrawiam Michale :):)
Piękny, wymowny wiersz o tamtych wydarzeniach.
Ja nie dawno spacerowałem i byłem na Ostrowiu Tumskim,
pozdrawiam :)
smutna relacja z tamtych chwil - oby nigdy więcej ...
pozdrawiam serdecznie:-)
Tej nocy miałam dyżur na Poczcie Głównej przy
Świętokrzyskiej w dziale rozmów międzynarodowych.
O godz.24.00 zamilkły łącza telefoniczne, zaznaczam że
wówczas nie było numerów kierunkowych i rozmowy z
zagranicą były prowadzone poprzez uzgodnione łącza
satelitarne.
W słuchawce usłyszałam komunikat " Mówi dyrektor
poczty, rozmowy nie będą realizowane proszę wszystkim
zwrócić pieniądze, zabezpieczyć dokumenty i datowniki
i pozostać na stanowisku do końca dyżuru"
No i tyłek blady. Nikt pracowników nie poinformował o
co chodzi. Pamiętam, że kasjerki stały w kolejce do
sejfu głównego przerażone jak "150". Miałam wtedy 28
lat, wiedziałam że PG jest jednostką zmilitaryzowaną,
miałam też odpowiednie zaszeregowanie bo kończyłam
wojskowy kurs telefonistek.
W domu czekali na mnie rodzice i dwuletnia córka. Nie
wiedzieli czy wrócę.
Rano gdzieś tak ok. 8.00 dostałam stałą przepustkę i
jakoś na godz. 12 dotarłam do domu.
Ojciec bardzo się zmienił, posiwiał ponoć w ciągu
kilku minut, mama płakała.
Ogromny stres.
Stan wojenny czyli wojna!
Ale z kim?
Dalej już wszyscy wiemy jak to wyglądało.
Oby nigdy więcej nie doświadczać takich wydarzeń.
tak niby zwyczajnie napisane, a aż przechodzą
człowiekowi po plecach dreszcze grozy
Dziadek Norbert - czytałem gdzieś statystyki, z
których wynika, że śmiertelność w stanie wojennym (a
dokładniej w jego pierwszym półroczu) gwałtownie
wzrosła. Na pewno wypadków drogowych było mniej, bo
żeby gdzieś pojechać potrzebne były zezwolenia,
przepustki itp. Natomiast umarło bardzo wielu ludzi,
do których nie wezwano pogotowia, bo były wyłączone
telefony...
Stan wojenny miał jeden ważny plus,
było o wiele mniej wypadków drogowych,
bardzo dużo osób uratowało sobie życie
siedząc w domu...
Smutne czasy, jednak czegoś się nauczyliśmy
po obydwu stronach barykady, chociaż
głupota, fałsz i obłuda rządzących krajem,
będzie zawsze miała wpływ na jakość życia
Pozdrawiam. Miłego dnia :)
Każdy po swojemu wspomina ten niespokojny czas. Ja
akurat przespałam te kolumny, choć mieszkałam nieleko
Ostrowa Tumskiego. Miłego dnia:)
oby nigdy więcej
A wszystkiemu były winne siły imperializmu, które
posługiwały się Polakami jako pachołkami Zachodu.
Trzeba było w końcu zaprowadzić porządek i zakończyć
ten haos kontrewolucji.
Pozdrawiam :)