Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Baśń biblioteczna cz1/5

Właściwie nie koniecznie baśń ale opowieść.


Początek mojej opowieści dość wyraźnie kryje zasłona minionego czasu. Mogę sobie tylko wyobrazić porośnięty lasem jar, na dnie, którego wiła się malowniczymi meandrami niezbyt szeroka, niosąca w swoim piaszczystym korycie, zimną i krystalicznie czystą wodę struga. Dostarczała ona zakorzenionym w opodal, wiekowym drzewom tyle wilgoci, ile tylko mogły sobie zapragnąć. Nic zatem dziwnego, że z czasem stały się one wyjątkowo dorodne i okazałe. Leniwe świerki o trzeszczących, usmarowanych obficie żywicą gałęziach, przemożnie starały się zająć miejsca jak najbliżej wody. Mówię leniwe, gdyż w ich naturze pokutowało przemożnie przyzwyczajenie, które nakazywało im, by wszelkimi sposobami unikać wysiłku. Dotyczyło to nawet podstawowej czynności, jaką jest wkopywanie swoich korzeni w głąb gleby. Odkładały ją zazwyczaj na bliżej nieokreślone „potem”, oszukując się przy tym w duchu, że raczej na pewno w tej zacisznej dolince to nigdy nie będzie wiał jakiś destrukcyjny wicher, który mógłby je oderwać od czarnej, wilgotnej i życiodajnej matki. I tak lekkomyślnie i beztrosko rosły sobie rozsyłając w lewo i w prawo strzępki płytkich korzeni. Kłóciły się przy tym zawzięcie z wiecznie zamyślonymi olchami. Zazdrościł im tego, że wyrosły bliżej od lustra wody i teraz mogą dzień cały przeglądać się w jej toni, podziwiając z upodobaniem swoje kształtne listki i gałązki. Stoki szerokiego jaru, który przez tysiąclecia mozolnie rzeźbił nasz strumień, zajęły głównie senne brzozy. Każdej jesieni, korzystając z pomocy silniejszych powiewów psotnego październikowego wiatru rozsyłały one w świat niczym młodzież smsy , miliony swoich malutkich, złotawych listków upuszczonych drobnym, zrozumiałym jedynie dla drzew pismem. Jako, że kartka była nie za duża, niosła w świat jedynie urywki flegmatycznych myśli, tych nostalgicznych mędrców, otulonych białą popękaną korą. A to „tu jestem”, lub odkrywcze „znowu jesień”, czasami wspominające uciążliwe cechy swego sublokatora „ wrzeszcząca sójka”. Nie wiem, po co to robiły. Możliwe, że wysyłały wiadomości do swoich kuzynek rosnących po drugiej stronie jaru, lub też usilnie poszukiwały kontaktu ze swoimi dziećmi, które rok wcześniej w formie uskrzydlonych nasionek wiatr północny zabrał w nieznane. Fakt faktem, cokolwiek by nie było przyczyną ich zachowania, robiły to w sposób mistrzowski. Dość spory skrawek terenu obok brzóz zajmowały zazdrosne buki. Te w swojej klasycznej formie dostojne drzewa nie znosiły najmniejszej konkurencji innych gatunków. Z pełną premedytacją wytwarzały tyle gałązek, gałązeczek, listków, listeczków, że pod ich rozłożystymi koronami panował tak ukochany przez nie porządek. Żadnych krzaczków, trawek, a nawet ziółek. Jedynie tworzące szeleszczący kobierzec suche listki, które w przeciwieństwie do innych drzew gubiły dopiero w marcu, zrzucane przez świeżo przebudzoną zieleń. Można też tam było spotkać nadające temu pustkowiu iskierkę życia liczne grzyby okupujące ziemię wokół ich pni. Na szczycie jaru swoje korzenie zapuściła pokaźna kępa sosen. Wystrzeliły one w niebo prostymi jak strzała pniami, przyozdobionymi na szczycie wieńcem wiecznie zielonych, sękatych gałęzi. Dumnie kołysały się na wietrze, ufne sile swoich twardych niczym stal korzeni. Wyniośle zerkały na pozostałych mieszkańców jaru wiedząc, że jedynie one mogą spojrzeć daleko i zobaczyć to coś, co dla innych może być jedynie wytworem wyobraźni. Ospałymi południami z lubością opowiadały wszystkim w sąsiadom o porosłych przeróżną dziwną roślinnością bezkresnych polach rozciągających się na zachód od ich rodzinnego lasu. O czarnej wstędze, która wije się daleko od strony wschodzącego słońca, na której jakoś drzewa nie rosną. Dziwnie to zabrzmi ale po niej ciągle przesuwają się jakieś warczące, kolorowe i dziwnie pachnące pożarem obiekty. Dla pozostałych drzew czasami ich słowa były wręcz niezmiernie dziwne i niezrozumiałe. Chociaż podczas opowieści słuchały z zapartym tchem, starając się by nie poruszyć nawet najmniejszą gałązką, jednak gdy tylko sosny kończyły bajanie zaraz podnosił się rwetes. A to, że sosny to kłamczuchy, bo przecież drzewa mogą rosnąc wszędzie, a to że nigdzie nie ma końca lasu, lub że nic nie pachnie tak jak pożar. Wszystkiemu z boku przyglądał się dumnie wielki, stary, rozłożysty dąb. Ogół uważał go za władcę jaru. Dąb z nałożonych na siebie obowiązków wywiązywał się po królewsku. Z godnością, ale i sprawiedliwie dzielił i rządził. Gdy tylko jakieś zamieszanie wywołane przez jego niesfornych poddanych przekroczyło granice przyzwoitości, wystarczył jeden trzask którejś z dębowych gałęzi, by na powrót do dolinki nad zimną strugą powracała poprzednia, niczym niezmącona cisza. Leśny włodarz uwielbiał sosnowe opowieści, tym bardziej że jego zielone serce biło żarliwą miłością do najpotężniejszej ze strzelistych gawędziarek. Któregoś wietrznego dnia jedno z licznych, rozłożystych, królewskich ramion całkiem przypadkowo dotknęła kłujących sosnowych igieł. Kolejny raz w dziejach świata okazało się, że ten płochy dotyk wyzwolił iskrę, która sprawiła to iż gałęzie obojga drzew nagle zaczęły intensywniej rosnąć ku sobie. Ich zielone ramiona przeplatając się wzajemnie stworzyły taką radosną gęstwinę, że gdyby nie igły i liście dla przypadkowego przechodnia stwarzała ona zaskakujące wrażenie jedności. Uczucie, które z niespotykaną żarliwością ich połączyło, było jakieś niecodzienne. Z uwagi na różnice gatunków miało ono zdecydowanie platoniczny charakter, jednak nie przeszkadzało to w tym, by w swoim towarzystwie czuli się naprawdę wyjątkowo. On wprost kipiał dumą z faktu, że właśnie jego wybrała najpiękniejsza, najbardziej smukła w lesie sosna. Ta, która potrafiła opowiadać najpiękniejsze historie. A ona? Czyż większym szczęściem dla dziewczyny,
(oczywiście oprócz odwzajemnionej miłości) może być to, że jej wybranek jest obiektem ogólnego szacunku i westchnień innych? Chyba nie. Czas mijał i jak to bywa w normalnym świecie zimy przychodziły po jesieniach, lata po wiosnach. Przemijały susze i lata, w których bez parasola wychodzili jedynie desperaci, a ich uczucie na przekór wszystkim okolicznym zmianom stwarzało wrażenie nieprzemijającego jak granitowa skała. Żyli tak bezproblemowo w nieopisanej, baśniowej idylli. On jej codziennie z rana grubym, dostojnym głosem opowiadał, co tam ciekawego dzieje się w jego włościach. A to, że brzoza wypuściła młode listki, albo że w buczynie spacerowały dziki, najpewniej szukając smakowitych orzeszków, lub że najstarszy ze świerków zamówił wizytę dzięcioła lekarza, gdyż jak wieść niesie dokuczały mu od dawna robaki. Dzięki niemu sosna też dokładnie wiedziała ile to grzybów wyrosło ostatniej nocy i ile razy wczoraj odwiedziła go sójka sprawdzając czy żołędzie są na tyle dojrzałe by je można zacząć podjadać. A gdy już wysłuchała królewskiej relacji sama obrazowo, opisywała mu, co też słychać w „dalekich krajach”. Czy nie widać gdzieś na horyzoncie dymu. Czy w sąsiednim zagajniku liście na starej topoli nie zwiastują szybszego nadejścia chłodów. Czy w oddali na niebie nie ma śladu deszczowych chmur. Jakie to dziś dziwne, warczące obiekty przemknęły po czarnej wstędze. Ile to cudacznych, różnokolorowo przybranych żyjątek weszło do ich przepastnego lasu, by skraść wczoraj wyrosłe grzyby. Mówiąc szczerze nazywała je po prostu szkodnikami, a czasami nawet pasożytami. Bo w sumie jak można w końcu nazwać kogoś kto śmieci, hałasuje, rwie wszystko bez opamiętania, straszy i zabija zwierzynę, gdzie popadnie rozpala ogień, a nawet przewraca drzewa, by potem z ich martwego drewna budować dla siebie schronienia. Sprawa z tymi niszczycielami była jednak odrobinę zawiła. Któregoś dnia patrząc w stronę zachodzącego słońca zobaczyła jak grupka szkodników z zapałem, na sporym kawałku przyleśnego pola coś sadzi. Niby nie było to niczym osobliwym, gdyż niejednokrotnie przyglądała się podobnym staraniom tych dziwnych żyjątek, jednak przy dokładniejszej obserwacji okazało się, że te niby szkodniki zasadziły spory teren malutkimi sosnami. Nikt w starym jarze nie mógł tego w żaden sposób zrozumieć. Złośliwe świerki trzeszcząc w niebogłosy, nawet chciały zamówić dzięcioła by sośnie wykuł dziuplę, to może wtedy się jej wzrok poprawi i nie będzie plotła takich głupot. Bo w końcu jak to możliwe? Przecież kornik nie sadzi nowych drzew. Niesmaczna uwaga wygłoszona przez iglastych szyderców ukłuła również dotkliwie władcę, który głośnym trzaskiem suchej gałęzi okazał swoje zdenerwowanie. Kolejny dzień przyniósł jeszcze bardziej kuriozalną wiadomość. To, że cały sosnowy żłobek został ogrodzony siatką, przyjęto z jeszcze większym zdziwieniem. I znowu nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego? W końcu, przecież drzewa nie znają pojęcia ogrodzenia. Dla nich cały świat jest wspólny i gdzie padnie nasionko tam jego ojczyzna, a tu nagle jakiś płot. Przecież drzewo nigdzie nie ucieknie. Na rozpatrywaniu takich i podobnych dylematów minęła mieszkańcom jaru reszta lata i cała jesień. Oczywiście, były też codzienne kłótnie o dostęp do słońca, o rozpychania się gałęziami, o kolejkę do lekarza, które to z salomonową mądrością musiał rozstrzygać miejscowy władca, ale wszystko to było niczym w porównaniu z nieoczekiwaną tragedią, którą miała przynieść nadchodząca zima.

Miałem napisać cos okolicznościowego ale po co mam niektórych denerwować i tak nic to nie zmieni, a i ja ostatnio mam to w broco.

autor

Gminny Poeta

Dodano: 2022-11-11 18:03:19
Ten wiersz przeczytano 926 razy
Oddanych głosów: 16
Rodzaj Bez rymów Klimat Romantyczny Tematyka Miłość
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (18)

ula buszek ula buszek

Masz wyobrażnię poety, podziwiam
Pozdrawiam :)

JoViSkA JoViSkA

Niezwykłe opowiadanie, początek nie zwiastował tak
ciekawej opowieści...zaintrygowana idę czytać dalej :)

Pozdrawiam Sławku :)

Sotek Sotek

Udało mi się dobrnąć do końca owej pierwszej części.
Nie ukrywam, że z pewnością jak wielu innych, trochę
mnie przerażają długie treści.
Mimo wszystko wraz z zagłębianiem się w nią okazała
się wciągająca i rozbudzająca wyobraźnię.
Pozdrawiam
Marek


Pan Bodek Pan Bodek

Powiem prosto, jak wierszokleta...
Zachwycila mnie Twoja zdolnosc wypowiedzi w tej
formie. +
Niskie uklony!
Ide do nastepnej czesci. :)

Kri Kri

Pełna alegorii, piękna baśń,
pozdrawiam serdecznie:)

Grand Grand

Wybacz Sławo ale nie wejdę w twoją prozę.Po prostu nie
chce mi się.Nie żebym ją olewał.Lubię twoje
wiersze,szczególnie te liryczne.Sam osobiście dużo
czytam,lecz książki z takimi opisami mnie
nużą.Zaplanowałeś 5 podejść.Chwała ci.Dziękuję za
opinie moich wierszy.Wiem, że trochę się rozmywam w
swoich przemyśleniach.Tak już chyba będzie do mojego
końca.Ale jak już powtórzę ten sam wiersz dasz mi
znać.Wtedy będzie koniec.Trzymaj się
Sławo.Przyjacielu.

ElaK ElaK

Bardzo ciekawe przeżycie, jak w rzeczywistości, nawet
zapach lasu poczułam :)
Tak myślę sobie... oby tylko chrust z tego lasu
całkowicie nie zniknął.

mamarzenka mamarzenka

Nie wiem dlaczego ta piękna opowieść mnie tak
wzruszyła ...Dziękuję za tą chwilę przeniesienia się
do lasu, z którym w jakiś sposób czuję się związana
:)pozdrawiam z +

mariat mariat

I tu też zimą straszą? Że mróz i kaput?
A Bozia będzie wszystkim niedowiarkom robić na
przekór. I już to widać, że swojego ludu nie będzie
wyniszczać. Również otoczenia, więc i las przetrwa
nawet nas.

jastrz jastrz

Czekam na ciąg dalszy.

@Najka@ @Najka@

Piękny opis lasu ,ciekawa miłość między drzewami...a
szkodników nigdzie nie brakuje nie tylko w
lesie...pozdrawiam serdecznie GP.

szadunka szadunka

Przeczytałam tę opowieść z wielkim zainteresowaniem i
czekam na kolejną część.
Pozdrawiam serdecznie.

jobo jobo

Ujechałem kawałek jeno, ale głos oddaję, bo jest
pysznie.
Doczytam potem bo dziś na beju sie frunie.
Głos mój i szacun jest twój!

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »