Batalia Janka z nadmierną tuszą
Po ulicy Harenda
tęgi Janek się szwendał.
Ach, cóż to był za jegomość!
Jan rodem z Szymborza,
jego kasprowość.
Facet przystojny, Marusi luby-
był dość wysoki i bardzo gruby.
Gdy w górach nastawał poranek,
to bardzo szczęśliwy był Janek.
Obok lico kobiece, kochające ręce.
Nie trzeba było facetowi nic więcej.
Za dwóch lubił Jan zjeść,
aż prawie nie mógł do domu wejść.
Maruśkę wkurzała każdego ranka
kasprowość i tusza wielkiego Janka.
Komentarze (3)
Pomysłowo i z humorem, niczym
lek na smętny niedzielny
poranek.
Pozdrawiam z uśmiechem.
:))
Jak zawsze świetnie i z dystansem. Czekam na kolejne
perypetie z pozdrawiam ;)