Bywałem ja u Boga nocami
Bywałem ja u Boga nocami
Spacerując zmysłów ulicami
Szukałem Twojego oddechu
Znajdywałem tylko resztki bezdechu.
Gdybyś mogła oplatać moje dłonie
Jak wstęga błękitna niebios bram
Nadstawiam ramie …
Teraz tyś moją świątynią.
Otwórz źrenice, tak polarne- błękitne
Spójrz na zorze …
Tam właśnie spaceruję opętany
Krzyczę kołując obok świątyni.
Nie płowieje moje wspomnienie
Karta ciągle czeka na zapis …
Czarodziejską od krwi iglicą
Wskrzesz moje zwątpienie.
Tylko „pstryk” znikam …
Jak senny mar, rozmarzony
Siedzę sam na obłoku bez bram
Ucałuj do snu czule tak jak wspomnienia
czar.
Komentarze (1)
Super,bardzo silne uczucia,podoba mi się nadzieja i
podskórny optymizm wiersza