Cykl
powoli zapadam się w mech twego serca
osuwam sie ślisko w gęstwinę tęczówki
obgryzam paznokcie moczone w azbeście
zwąchuję strach jak podkulony ogon
szczura
liżę beztrosko wąglik niepamięci
biorę choć gorycz przelewa się uchem
czytam słowa zastygłe w gardle
odszukuję miejsca po skarbach dawno
sprzedanych
usycham przemoczona deszczem łez
wiem choć nie rozumiem
dlaczego to koniec
Komentarze (3)
Ten z kolei nie podoba mi się zupełnie, dużo
czasowników, a właściwie nic się nie dzieje i wieje
nudą, ale będę do ciebie zaglądać, bo bywa ciekawie, a
przede wszystkim, nie widzę tu rymów częstochowskich,
na które mam alergię.
dziwny ale dobry...ciekawy i trochę zagadkowy...
troche turpizmu: "liżę beztrosko wąglik" kojarzy mi
się z czymś ohydnym:P
ale nie trzeba zawsze przedstawiac piękna, wiersz
ładny:)