czarności kosmate
Zwiewne falbany na twym łonie kolory
tracą
Gdy wstępujesz w bramy czarności
kosmatych
Gdzie dusze za swe grzechy już od wieków
płacą
Ty z nadzieją wkraczasz przeznaczoną
właśnie dla tych
Co nadzieję już stracili na wybawienie i
chwałę
Biesy przed tobą płochliwie po kątach się
chowają
Zapał do matactwa i złośliwości niedługo
się obruszy
Ci co serca ze złota skrywali przy twej
sukni zostają
Uczepieni falban nadzieją przykryci po same
uszy
I kroczysz z nimi ku bram rozstępom, ku
światłom
I gdy już przekroczyć miałaś świetliste
świata progi
Ten co miłości dla świata i ludzi zawsze
skąpił
W krwawym spojrzeniu podciął ci jedwabne
drogi
Bezpieczny odwrót twym dziatkom zastąpił
Uniosłaś ręce szybko spojrzawszy na
słońce
By niebiosa gromami śmiercionośnymi
zamącić
By dotknęły jego ciało ran bolesnych
tysiące
By po chwili przeszkody wszelakie na drodze
roztrącić
…i
Czarności kosmate zostawiłaś za sobą
Znów zagościły tam twe królestwa
Człowiecze zastępy tu wraz z tobą
Wielbiące z zapałem twoje jestestwa
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.