Człowiek prawie wyprostowany
Z kochanką moją, tęsknotą, zdradzam każdy dzień bez powrotnie. Vagirio
Rano zagrałem na własnych żebrach
Uśmiechem ratując sytuację
Okaleczyłem się metafizycznie,
Niechcąco to zrobiłem.
Czy można okaleczy się niechcąco?
W kącie, który miał zakryte oczy
Usiadło coś z resztek mnie,
Wpatrzone w krwawiący sufit,
Zalany przez sąsiada idiotę.
Wykopałem dół, w który wpadłem
Bez możliwości wyjścia,
Chociaż tyle razy wyciągano do mnie
Zrobaczałą, krzywą opuchniętą dłoń.
W pędzącym amoku
Na jego dachu robię jaskółkę
Sprawdzam czy nie spadnę,
A może ktoś mnie zepchnie z niego.
Przyjąłem, chyba, pozycję homo sapiens
Oklaskami wtórując błaznuję przed wami,
Potrzebuje zimnej dryfującej pomocy
Miarowo odmierzając tętno w przepaści.
Komentarze (2)
Wiersz spelnia zadanie, jesli chcesz w nim ukazac
bezsens zycia. Ta przepasc, z ktorej trudno sie
wygramolic, powiem wiecej, chcesz tam nadal tkwic i
oczekujesz jeszcze gorszego/upadku z
dachu/.Potrzebujacesz zimnej, dryfujacej pomocy?
Watpie. Ty sie raczysz ta beznadziejnoscia.
Potrzebujesz raczej kubel zimnej wody, aby obudzic sie
z letargu niemocy. Wiersz trudny w czytaniu, ale
odzwierciedla sytuacje.
Ciekawy wiersz,który pozwala domyslac sie jakim jestes
człowiekiem.