Delegacja / historia prawdziwa
Po drinku, rozmowa kleić się zaczyna,
dostrzegam, że z niej świetna
dziewczyna,
głos z chrypką na początku drażniący,
teraz ciepły, w tajemniczość wchodzący.
Oczy duże, czernią głębokie,
blade lico okryte fali lokiem.
Ups…, ręka drgnęła i alkohol zimnymi
kroplami,
spada mi na spodnie i mocno je plami.
Przeprasza i czyścić mnie zaczyna,
a ja czuję, że to ta dziewczyna,
na którą tak długo czekałem,
dzień w końcu nadszedł, że ją tu
spotkałem.
Mrugam do łysego, co za barem stoi,
czy w tym przybytku nie ma pokoi.
Zuch! W lot chwycił, niby wzrok barana,
ale klucz podaje, tędy proszę pana!
Czuje się wspaniale, jak kiedyś bywało,
wypity alkohol rozgrzewa me ciało
i jedna myśl głowy się trzyma,
by się nie rozbierać, może nie
wytrzymać.
Mam brzydkie znamię i trochę się
wstydzę,
choć zapominam, gdy tego nie widzę,
teraz sytuację bardzo mi to psuje,
chcę być z kobietą, a się krępuję.
Lampa, mdłym światłem w pokoju pełgała,
ledwie uwierzyłem co mi pokazała.
Ona, już sama rozbierać się zaczyna,
odrzuca sweter i bluzkę rozpina.
Nagle ręką perukę strąciła,
rudy kołtun na głowie tym ruchem
odkryła,
następnie dłonią szczękę z ust wyjmuje,
na mnie nie patrząc, z nogą się mocuje.
Stos protez rośnie, strach mój
potężnieje,
ona bez trzymanki, mocno się już
chwieje.
Jeszcze przy piersiach coś tam
poprawiała,
usiadła na łóżku, ciało wyginała.
By uciec, gwałtownie się odwróciłem,
padłem na podłogę i łeb sobie rozbiłem.
Po ciemku, będąc w rozkroku,
stanąłem na jej szklanym oku.
Gdy się ocknąłem, na mnie leżała,
bierz mnie…, w ucho wycharczała!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.