Z dnia na dzień...
Zielskiem zarosły dawne ścieżki,
gdy patrzę, żal się jakiś budzi,
żal za przeżytym i za ludźmi
i za spokojnym snem dziecięcym
co odszedł sobie z dorosłością
z dnia na dzień, albo z nocy na noc,
zostawił samą...
Strzecha się jeszcze niżej chyli
ukłonem aż do samej ziemi
i pustką świecą ściany w sieni
ogłuchłe tą dźwieczącą ciszą,
nic już nie słyszą...
Krzak bzu się jeszcze tylko ostał,
dojrzały znów kolejną wiosną
cały się we fiolecie mieni
jak ci co Panu Bogu służą,
zapewne jeszcze bliższy niebu
choć u podnóża...
Chwieją się płynnie złotokłosy
chabrów błękitem spoglądając,
pewnie podkradły kolor w raju
bo skąd by mogły patrzeć na mnie
tak jak Ty dawniej...
Komentarze (6)
Jakoś mi smutno się zrobiło, że mnie tak dawno tam nie
było... Pięknie i śpiewnie. Pozdrawiam
wspomnienia ...pięknie malujesz słowem...obraza z
serca marzeń....czy oczami tęsknoty...słowa sa
zbyteczne....pozdrawiam..
Brakuje mi tego sentymentu do lat dzieciństwa z
różnych powodów. Wiersz ciekawy, fajnie się go
czytało.Pozdrawiam!
Piękny, malowniczy wiersz o zwykłym życiu.
Pozdrawiam;)
Piękny, pozdrawiam :)
Cudownie :)))
Pozdrawiam :)