Dwa sokoły
Ona i on, dwa ptaki z naprzeciwka.
On codziennie na nią patrzył,
gdy ona wieczorem przed snem piórka
zdejmowała,
układała je potem na krześle,
delikatnie, bez żadnych zagnieceń.
Światłem się wcale nie przejmowała,
okien też nie zasłaniała.
Sokół patrzył, ona udawała, że nie
widziała.
Tu ramiączko spadło, tam rąbek uchyliło,
niechcący przecież, bezwiednie i
mimochodem.
Razu pewnego, cóż to? Ciemno, nic nie
widać.
Czy coś się stało?
Wypadek jakiś, czy ona zachorowała.
Biegnie on, do drzwi puka,
skołatany i bardzo zdenerwowany.
W drzwiach staje ona, w pąsach cała,
zakłopotana trochę.
Co pani jest? Czy chora, krzyczy,
lekarza zawołam.
Nic, czekałam na pana, odpowiada szeptem
ona.
Ciemność już tylko była od tamtej pory,
a okna ozdobione tylko w szczelnie
zasunięte story.
Komentarze (33)
Przyjemnie się czyta z uśmiechem na ustach. Wszystko
dobre co się dobrze kończy.
Z podobaniem wiersza pozdrawiam serdecznie :)
Kusiła, kusiła, aż wreszcie go skusiła...lubię dobre
zakończenia :)) Pozdrawiam Aneczko cieplutko :)
Ciekawie, " sztuka na dwa sokoły" tak bym nazwała :)
Pozdrawiam
pięknie ubrana w słowa intryga...
czytam z podziwem...
;)
O! Dzień dobry.
To bardzo miłe Maćku, Grusano,
Mariuszu.
Kobieta z pomysłem ;-)
Pozdrawiam
Przeuroczy, optymistyczny wiersz. Czytałam z
zainteresowaniem i uśmiechem.
a kuku to ja
wpadłem na chwilkę aby pozdrowić ciebie Aniu i ptaszki
nocną porą ;-)
dobranoc
Też pozdrawiam Miłka i Isano.
Szczęściu czasami warto wyjść naprzeciw. Pozdrawiam
serdecznie
Spryt bywa skuteczny ;)
Gorzej, gdy zaczną się zgłaszać kolejni sąsiedzi ;)
Pozdrawiam :)
Maju dzięki
czasem facetowi trzeba kopa..... nawet po ciemku...
zabawna historia zgrabnie spisana
pozdrawiam z uśmiechem :)
Chyba bardziej Stefana Jaracza,
mam bliżej.
A tam, na reżysera się nie nadaję,
ale dzięki.
Aniu historia z tysiąca i jednej nocy, scenariusz
wymarzony, winnaś być reżyserem w Tetrze Starym.
Miłego niedzielnego wieczora.