FoxRiver*
Żelazne lisy tuż za plecami już na dzień
dobry budzą mój respekt.
Schodzimy z mostu. Na drugim brzegu
Frontwater** nurza miękko
fundament w przyjaznych falach. Pod kątem
prostym mała kaskada
doda pewności, że nad Niagarę nie ma
potrzeby dziś się wybierać.
Cisza i spokój a woda płynie i ciągle wraca
nie chcąc się poddać
wcale nurtowi. Pieni się przy tym i nie
dostrzega, że żywioł
zmywa szanse odwrotu topiąc po drodze
kamienne schody, bo też
podobnie tak jak my po nich, zeszły poniżej
poziomu wody.
Z pozycji widza pochłaniam śmiało to co
posiadam w zasięgu
wzroku i mam uczucie, że to już wszystko
czego bym chciała.
Przymrużam oczy, bo chcę zobaczyć co butna
rzeka niesie ze sobą.
W głębi tańczące w dzikim obłędzie ziarenka
piasku i resztki żwiru,
które wgryzają się w strome brzegi z dużą
pewnością, że czas pozwoli
kiedyś wydostać się na powierzchnię.
Spojrzenie w góre. Niebo rozkłada
błękit nad głową bez jednej skazy a w dole
rzeka żegna nas cicho
i tak jak dziecko wierzy napewno, że kiedyś
jeszcze wrócimy do niej,
by się przekonać, że jest niezmiennie
piękna i żywa i płynie wolna,
chociaż San Charles trzyma ją w ryzach z
twardych betonów.
*nazwa rzeki **nazwa restauracji http://en.wikipedia.org/wiki/St._Charles,_Illinois
Komentarze (4)
Wiersz oczywiście na TAK ! Wciąga treść i zaciekawia
forma. Z ukłonami :)
Ciekawie opisujesz przyrode ktora
kochasz,,,az chce sie tam pojechac
i zobaczyc te rzeke,,,
Pozdrawiam jesiennie z daleka.
wciąga Twój wiersz....bardzo obrazowy opis
Oh, ty Karol, Illinois - rzeko Lisa! Basha, jak ty
obrazowo opisujesz tyle wody, że od samej lektury mam
już mokro ( bez kontekstu erotycznego) choć wiedząc
jak wyglądasz, nie byłbym od tego!Pozdrawiam z nad
Małej Wody, która ostatnio chciała wystąpić z brzegów,
bo powodzi się nam w Polszcze coraz bardziej.