Granica
Pierwszy raz. Nic strasznego. Parę
głębszych
Szum w głowie. Jest dobrze, a nawet
świetnie
Wypita ciecz w Twoim ciele. Nie ma
smakować
Ma poniewierać na życzenie. Życzenie
rozkazem
Jest moc. Jest wrażenie. Trudno
zrezygnować
Czy ja decyduję? Ty za mnie? Chcę
więcej?
Nie mam kontroli nad umysłem, ciałem?
Mnie to nie dotyczy. To tamtych, za
progiem
Stoję na półce. Sięgasz w miarę potrzeby
Pij do dna. Odeśpisz. Mnie też miło
wewnątrz
Lekki umysł, słów swoboda, świat wiruje
wokół
Sufit staję się podłogą. Ściany jedną masą
bieli
Ból głowy o poranku. Rezygnujesz z pracy
Brak siły, ruchy rąk. Złość. Leczysz “to”
piwem
Pusta kieszeń, wyrywany portfel.
Sprzedajesz
Rzeczy swoje, dzieci, całej rodziny. Puste
pokoje
Akceptujesz niewolę. Nie wyjdę bez końca
Pijesz, dla końca. Nie ma końca. Bez dna
Nie pokarm, a ostatnia woda toaletowa
Śmierdzisz z ręką po prośbie. W
kradzieży
Samotność w pustym domu. Na moim sznurze
Pan ktoś, potem nikt, niczym Golum
Tolkiena
Wszystko jest dla ludzi, lecz każdy z nas
inny
I każdy z nas ma odrębną granicę
Komentarze (2)
Łał. Przeczytałam jednym ciurkiem i... zatrzymał. I
nie ważne, że haotyczna interpunkcja, że takie, a nie
inne przemyślenia. Ważna treść, temat, problem. Super
zapis, spostrzeżenia i refleksje. Przejżysty,
poprowadzony po nitce di kłębka. Celnie. I tytuł w
punkt.
Alkohol niszczy pozdrawiam