Idę po kamieniach
Idę, a wszystko jest jakieś kłujące,
Kłujące i nagie stopy raniące,
Pod palcami ślizgają się kamienie,
Kamienie, a na nie krew strumieniem
płynie.
Upadam na kolana swoje,
Swoje cierpienie goję,
Ocieram swoje stopy krwawe,
Krwawe, tak strasznie się bólem dławię.
Uderzam gołym czołem o ziemię,
Ziemię, która nosi moje brzemię,
Całe łokcie mam już zdarte,
Zdarte, a kamienie wciąż są uparte.
Podchodzą pod moje powieki,
Powieki czują jakby to trwało wieki,
Krew ze łzami się miesza,
Miesza, aż nadchodzi głucha cisza.
Nagle światło mnie pochłania,
Pochłania moją dusze świetlista łuna,
Widzę przed sobą stopy rozjaśnione,
Rozjaśnione i blaskiem przepełnione.
Oto stoi długonoga zjawa,
Zjawa mówiąca, że ten sen to jawa,
Jej oczęta niczym kamienie zielone,
Zielone, a w nich płomienie roztańczone.
To mój pierwszy wiersz napisany jakieś cztery miesiące temu, proszę o szczerą krytykę.
Komentarze (3)
Do mnie też przemawiają emocje! Podoba mi sie!
Pal licho formę wiersza. Do mnie przemówiły emocje i
za to gratulacje
Twój wiersz uderza wrażliwością i nietuzinkową
metaforyką. Rymy - w przedostatniej zwrotce trochę się
pogubiły...a poza tym super!