Król Naiwnych
Zniszczyłaś mnie matko Nadziejo.
Głupcem nie byłem, choć podążałem twa
ścieżką.
Może, dlatego czułem się jak bękart.
Dlatego mnie nie pokochałaś, nie
wspomogłaś.
Wierzyłem w miłość, tą świetlistą,
A teraz szramy na mym sercu znaczą jak się
myliłem.
Wiele płakałem zbyt często myśląc.
Chaos w mej głowie, nawracające
szaleństwo.
Ufność, jaką pokładałem w miłości.
Żal, o którym zapomniałem, gdy leżałem w
nią wtulony.
Teraz odeszła na krańce mej duszy.
Teraz w zapomnieniu ćwiartuje me serce i
piszę testament.
Część oddam Tobie, Nadziejo.
Ty dałaś mi chwile, które wspomnę w
piekle.
Resztę dam wam, ludzie.
Jak krwawy ochłap, który zjecie nie bacząc
na uczucia.
Miłości nic nie dam,
Bo przez nią cierpiałem i cierpieć będę po
wieki.
To ona, jak kołek w me serce wbita,
Drażniła i kuła najdalsze zakątki mej duszy
poety.
Nie płaczcie nad mym grobem.
Naiwne są łzy nad grobem Króla Naiwnych.
Nie rozpaczajcie po mnie.
Zresztą...i tak nie będziecie, bo wam
nadzieja nieznana.
nadzieji...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.