Krótka historia o mnie...
To wszystko zaczęło się dwa lata temu.
I choć wcześniej nie czułam tego
problemu
teraz to się zmieniło.
Coś moje życie w cmentarz umarłych nadziei
przemieniło.
Po kilku latach życia ze smutkiem w
niewoli
dochodzę do wniosku powoli,
że nie warto było życia ratować,
ani własnych uczuć w poduszkę chować.
W swoich czterech kątach moje czucia się
skrywały
Te białe ściany tyle już bólu widziały i
tyle łez znosiły.
I tylko One w moją osobę wierzyły.
Coraz częściej zamykam się w swoim
pokoju,
szukając tam ukojenia i spokoju...
Tyle razy me życie tam zakończyć się
miało.
To właśnie tam ma dusza i ciało ze śmiercią
się witało.
Lecz zawsze działo się coś dziwnego.
Smutek i rozpacz powoli mijała,
choć tak bardzo odejść chciałam.
Jednak po już kilku gorzkich latach
moje życie dalej trwa tak...
Nic się we mnie nie zmieniło.
Nic pięknego w moim życiu się nie
pojawiło.
I dalej cierpię na tę samą chorobę,
nie widząc co jest tego powodem.
Nie radzę sobie z życiem, nie potrafię
uwierzyć w siebie,
ani w trudnych momentach iść po radę do
Ciebie.
Codziennie coś pcha mnie do tego, by nie
obudzić się dnia następnego.
Może to gorzkie łzy wieczorami wylewane.
A może raniące słowa w moją stronę
wypowiadane.
Nie wiem...
Chciałabym to wreszcie zakończyć.
Pogodzić się z losem i iść wprost przed
siebie.
Lub na jedno palca skinienie odejść na
zawsze
i nigdy nie wrócić,
ciało w pył obrócić, na jedno palca
skinienie...
Nie wiem co daje jest mi pisane.
Może śmierć mnie w swe ręce dostanie
lub życia szczęśliwy los powie mi to
coś,
co nada życiu memu sens.
Może za jakiś czas
stanę ze szczęściem twarzą w twarz...
Tyle pytań... A żadnych odpowiedzi ;(
Komentarze (2)
hmm smutne to , co piszesz ale mam nadzieję, ze nie
masz myśli samobójczych, pozdrawiam
Popraw tytuł, bo masz literowki.