Księżycu
nie jesteś tak daleko
wystarczy że wyciągnę rękę
i mogę cię zwinąć w garści
mej drobniutkiej.
Jak ją rozłożę
i przez nią spojrzę
to widzę jak się mienisz.
Gdy ciemnoszary dym cię otula
chcę go odpędzić
by móc na ciebie znowu popatrzeć
Ale ty i tak się przebijasz
swym srebrem.
Kiedy już zahipnotyzowana
odchodzę
pies mnie mija
a w jego oczach
znów widzę twój odblask
tą tarczę błyskliwą
niezapomnianą
i we mnie się odbija
w mą krew wpija.
Mam ochotę to rzucić!
wszystko odrzucić
aby być z tobą
bo tu,
te papiery sterty
na których jestem tylko peselem
otaczają mnie
a ja nie chcę
nie chcę być wpisana w nie!
Chcę to porzucić
i wzlecieć
w twe jasne ramiona
poczuć twą poświatę
na mych skroniach
i zanurzyć się
w tą granatu pustynię...
Księżycu najdroższy
mi ukochany,
weź mnie ze sobą!
Porwij!
Ukradnij!
Ale coś trzyma mnie –
jak woreczek foliowy
na samej górze gałęzi korony
chwieję się tylko pod wiatru dotykiem
i odtrącić jej nie mogę
bo życie mnie
jest uczepione.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.