Kwestia cywilizacji
Stoisz za mną
A ja w okno gnam
Nie ma już kruków i wron
Rozdziobał nas brak-czas
Ciągną się szlochy- sznury
Wisielców bezdomne niepokoje
Hiper wytrzeszcz blask
Ciągle trzeba uczyć się spać...
Wznosisz się nade mną
Szachownicą strachu
Obłędnym miastem serialowych lal
Apokalipsą chwytania rozmiarem pustki
Za gardła
Istniejesz na bilboardach
Rządzisz na cmentarzyskach
Bo to spokojne żniwo
Jedyne jednostajnie jękiem jątrzone
trwa
Wykłuwasz dni
Wrzaskiem wariatów
Wszech wszach ludzkich nie-wytrzymań...
Rzeźbisz mnie chwilą
Muśnięciem miękkości w kinowej sali
Kiedy za mną nocne Himalaje cisz
Zanim jeszcze zacznie się gra
Uwielbiam cię wtedy
Ale każesz ufać tylko nienawiści...
Uczysz mnie
Żyć
Głową wtuloną w mur...
Ulatujesz ze mnie
Kiedy pragnę i łaknę
N a g a
żeby mimo wszystko zachować trochę ciepła
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.